Piegus to ciasto z mojego dzieciństwa, mama piekła je często aż pewnego dnia wyszedł jej zakalec ...i kazała mi go zanieść do przedszkola dla ptaszków... ;-( a nawet zakalec smakował wyśmienicie. Od tej pory już go nie robiła...więc nie pozostało mi nic innego jak tylko nauczyć się go piec ... i tak po latach stałam się mistrzynią piegusa - ani razu nie wyszedł mi zakalec, a najeżony bakaliami, polany lukrem i przełożony budyniowym kremem przestał być zwykłym, mało atrakcyjnym PRL-owskim piegusem ...
Składniki:
1 szkl mąki
3/4 szkl cukru lub cukru pudru
3/4 szkl maku
3/4 kostki masła roślinnego
3-4 jaja
1 łyżeczka proszku do pieczenia
zapach migdałowy
bakalie (rodzynki, orzechy, migdały, daktyle itp.)
Przygotowanie:
Oddzielić żółtka od białek, żółtka utrzeć z cukrem pudrem, dodać miękkie (lub rozpuszczone i ostudzone) masło roślinne lub margarynę - wymieszać. Dodać zapach migdałowy, mąkę, proszek do pieczenia, mak i dobrze wymieszać. Następnie obtoczyć bakalie w mące, żeby nie opadły na spód ciasta i wymieszać ponownie wszystko. Rozgrzać piekarnik do 180-190 st. Białka troszkę posolić ubić na sztywną pianę, można też dodać do piany łyżkę cukru pudru. Następnie ubitą pianę wymieszać delikatnie z resztą ciasta i wstawić do rozgrzanego piekarnika. Piec ok. 40 minut w 180 st.
Piegusa najbardziej lubię w lukrowej cytrynowej polewie posypanego rodzynkami i orzechami ... a jeszcze lepiej zasmakuje "piegusowy tort" przełożony kremem budyniowym, takim jak do karpatki ... bosko :-) ... mhmm mniam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz